Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 2 października 2018

Dzień 10: Kulki mocy!


Często pytacie mnie o to co my tu w koszarach jemy. Choć wiadomo, że nie przyjechaliśmy tu jeść a się szkolić to jednak zadbanie o odpowiednie wartości energetyczne jest bardzo ważne. Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie ponieważ w innych jednostkach może być inaczej. U nas z racji remontu stołówki, jadamy na świeżym powietrzu. Część ław ustawionych jest w wielkim namiocie, część daje możliwość napawania się na nasze szczęście piękną polską jesienią – jak mówimy z koleżanką Kinią są to miejsca taktyczne. Dlaczego? Bo są najbliżej koszy na śmieci i resztki a zarazem miejsca zbiórki. Masz więc zawsze te 3 minuty więcej na jedzenie w porównaniu z tymi, którzy muszą się jeszcze „wygramolić” z namiotu 😊  

Jeśli chodzi o samo żywienie to są to gotowe racje żywieniowe a do tego różne dodatki. Tradycją np. już się stała gotowana kiełbacha na śniadanie, czasami do tego jajko na twardo albo dżem i ser żółty no i oczywiście pieczywo. Z obiadem różnie bywa. Mięso jest już oczywiście gotowe, przygotowane przez jakąś firmę w specjalnych pojemnikach a potem u nas podgrzewane i dzielone na porcje. Hitem są tak zwane „kulki mocy” zna je chyba każdy żołnierz – to coś w rodzaju pulpetów z mielonego mięsa (nie pytajcie jakiego bo nie wiem i chyba mnie ta niewiedza cieszy 😉 ). Podawane są z przeróżnymi sosami. My mieliśmy już sos tradycyjny mięsny, pomidorowy , grzybowy i bliżej nieokreślony. Niektórzy je lubią, ja powiedzmy, że nie jestem ich fanką. Do tej pory nie wiem skąd wzięła się ich nazwa, ale podobno to najczęściej podawana w wojsku potrawa. Poza tym są oczywiście inne różne mięsa w różnych sosach. Do tego często mamy ogórek konserwowy w plasterkach lub jakąś sałatkę – dziś np. była to tarta marchewka i zasmażana kapusta. Do tego ziemniaki, makaron lub kasza. Są też oczywiście zupy – jedne takie w których łyżka stoi inne o płynnej konsystencji – smak dość często trudno mi określić, co nie znaczy, że są złe.
Kolacje mamy zróżnicowane – ostatnio była to kasza z gulaszem, dziś… kurde nie wiem co jadłam dziś na kolację, tam mnie zmęczenie chyba przy niej dopadło, że nie zanotowałam. Minęło jednak od niej 5 godzin a ja nie jestem głodna a to znaczy, że musiała być dobra 😊
Warto też wspomnieć o wojskowych puszkach, mało kto wie, że to najlepsze puszki „na rynku”. Nie żartuję! Jeśli będziecie mieć okazję sprawdźcie sobie skład takiego pasztetu czy mielonki. Chyba w żadnej „na rynku” nie znajdziecie tak dobrego składu i tyle mięsa bez ulepszaczy, spulchniaczy i innych dziwnych dodatków.



Do każdego posiłku jest też oczywiście coś do picia – rano i wieczorem wojskowa herbata. Nie mam pojęcia jaka ale, kurczę uwielbiam ją i zawsze odróżnię od „zwykłej”. Choć na co dzień nie piję herbaty słodzonej jeśli nie jest dodana do niej cytryna tu jest ona genialna i ten cukier w ogóle mi nie przeszkadza. Do obiadu „kompot”, który zawsze gdziekolwiek w wojsku go nie piłam kojarzy mi się z takim rozwodnionym kisielem (nie wiem dlaczego).
Koneserzy słodyczy pewnie zastanawiają się a co z deserkiem?  Muszę Was trochę rozczarować. Ja słodyczy nie jadam więc trudno mi ocenić, ale zawsze można liczyć na batonik ze sprasowanymi owocami pomiędzy dwoma płatkami czegoś co przypomina opłatek.
            Jeśli miałabym powiedzieć czego mi brakuje to w zasadzie jedynie owoców. Czuję ich wielki niedosyt. Oczywiście, że jak tylko wyjdę rzucę się nie tylko na nie ale i na pizzę, hamburgery, steka, roladę, kluski i całą tonę rzeczy 😊 Tu jednak specjalnie się nie skupiam nad tym co jem bo też czasu na to nie ma. Ważne by dostarczyć organizmowi odpowiednią dawkę kalorii by móc (dość szybko) je spalić. 

Na pewno wiele osób nie przepada za wojskowymi, gotowymi produktami, ale to są osoby, które nigdy nie jadły amerykańskich wojskowych racji żywieniowych 😊 Nasze to naprawdę rarytasy, uwierzcie mi. No i przede wszystkim nie przykładajcie zbyt dużej wagi do jedzenia. Będziecie tak zmęczeni, że nie będziecie na to zwracać uwagi tak jak ja dziś za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć co jadłam na kolację 😊

7 komentarzy:

  1. A dostajecie czasem po prostu MRE do zrobienia sobie w terenie, czy zawsze jest czas, żeby zawinąć na stołówkę?

    Ważny tip zawarty "między wierszami" - lepiej jest obiad zacząć od drugiego dania. Jak nie starczy czasu na zjedzenie wszystkiego, to przynajmniej więcej energii będziecie mieli.

    A co do kompotu... cóż, Twoje wrażenia pewnie biorą się z tego, że jest to rozwodniony kisiel:-).

    Małe pytanie: przysługuje Wam stawka żywieniowa normalna, czy poligonowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mamy MRE bo i wtedy gdy jedziemy na strzelnice i gdy idziemy w teren mamy blisko do wojskowych stołówek :)

      Nie mam pojęcia jaka stawka przysługuje. Jem co dają ;)

      Usuń
  2. Już się nie mogę doczekać pierwszego żołnierskiego posiłku....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedzenie jest zajebiste - krótko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Czasami jest zbożowa a czasami załatwiamy sobie wrzątek i mamy swoją ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.