Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 września 2018

DZIEŃ 2: „Na raz i na czas”

„Wolniej żołnierz, wolniej!!!” – wbrew pozorom to hasło wcale nie oznacza, że szeregowy ma się nie śpieszyć i w spokoju napawać otaczającym go światem. Gdy pada takie hasło wiesz jedno… musisz ruszyć cztery litery tak szybko, że struś pędziwiatr przy tobie będzie żółwiem. Nie, nie przesadzam tu po prostu wszystko wyliczone jest co do minuty… no może poza snem. Zawsze może być skrócony gdy trzeba jeszcze nad czymś popracować a zawsze jest nad czym.



Nawet więc gdy gasną światła, w pokojach trwają jeszcze cisze rozmowy o tym co jak zrobić, przypomnienie jak wyglądają poszczególne stopnie, czy co znajduje się w wojskowym regulaminie, choć w Sali ciężko się obrócić to jesteśmy tam nawet w stanie przećwiczyć marsz.

To dopiero drugi dzień a ja już zrozumiałam dlaczego szkolenie podstawowe trwa „tylko” 16 dni… Nie ma czasu na lanie wody – konkret, konkret, konkret. W każdej wolnej chwili ćwiczymy marsz i musztrę. Może od razu dodam, że wolna chwila to moment kiedy idziemy jeść, przechodzimy korytarzem, lub idziemy na kolejne zajęcia praktyczne. Masakra… tak sobie właśnie uświadomiłam, że nawet idąc do ubikacji staram się iść krokiem wojskowym.

Tu z mojej strony należy się wielki szacun, serio WIELKI dla wszystkich żołnierzy z Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego – kurde zawsze podobało mi się gdy widziałam Wasze przejścia przeróżne, ale dopiero teraz zrozumiałam, ile musieliście włożyć pracy w to, żeby jak się to niektórym wydaje, po prostu się przemaszerować.

Wracając jednak do naszych koszar to jeszcze dziś maszerując radośnie na obiad myślałam sobie, że nie jest tak źle, że nawet nam to sprawnie idzie. Gdy jednak pod wieczór wmaszerowaliśmy na plac to stwierdziłam – zostaniemy tu do rana jak nic. No bo jak mam ogarnąć prawo, lewo, równaj, pokryj, zajdź i to wszystko jeszcze zgrać z ruchami nóg i rąk nie tylko swoich? To się wydawało wręcz niemożliwe. Byłam nawet święcie przekonana, że prędzej nauczę się tanga argentyńskiego niż tego wszystkiego co trzeba podczas marszu robić z rękami, nogami i głową.



„Lewa”, „lewa”, „lewa”, „raz”, „raz” raz” – chyba to mi nigdy nie wyjdzie już z głowy. Wryło się gdzieś głęboko w podświadomość i słyszę ten głos. Maszerowaliśmy wiec dziś wieczorem w deszczu na placu trzy godziny. Jak to się mówi pogoda taktyczna. Co w tym wszystkim było najciekawsze? Mieliśmy tylko chwilę przećwiczyć i mieć czas na ogarniecie swoich rzeczy, prysznic i rozmowy z rodzinami. Sami wyprosiliśmy naszych dowódców o dodatkową godzinę maszerowania pod ich okiem tak, by popracować nad tym co delikatnie mówiąc kuleje. Nikt nie myślał o odciskach, fizycznym i psychicznym zmęczeniu po całodniowym szkoleniu. Tu właśnie jest ten niezwykły duch ludzi przychodzących do Wojsk Obrony Terytorialnej. Ludzi, którzy są tu bo tego chcieli i nie chcą zmarnować nawet chwili z tego szkolenia.



Wiem, wiem że musztrą walczyć nie będziemy, nie będziemy też najlepszymi żołnierzami na defiladach, bo nie takie jest nasze zadanie, ale musztra daje nam coś więcej niż „równy krok”. Daje nam zgranie, uczy współdziałania i dostosowania się do innych dla dobra ogółu.

Dopóki dziś nie pokonałam 20 kilometrów (nie, nie przesadzam – koleżanka nosi ze sobą krokomierz i dziś uraczyła nas wiadomością ile pokonaliśmy) nie zdawałam sobie sprawy z tego ile to wspólne „tupanie” nam daje. Teraz już bardziej chyba trenując czołganie się udam się do „wozu” bo jutro jeden z najważniejszych dni podczas szesnastki…

35 komentarzy:

  1. Powodzenia na szkoleniu! Tak z ciekawości: z czego blogujesz (na czym piszesz wpisy w czasie szkolenia)?
    Zostawiam złotą radę ode mnie na wszystkie trudne chwile w czasie "szesnastki": https://www.operator-paramedyk.pl/po-kawalku/ :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow dzięki za link. Świetne! A bloguje z tableta :)

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź. Postaram się śledzić bloga aż do 16 dnia - powodzenia! A masz plan potem go kontynuować?

      Usuń
  2. Możesz opisać szerzej jak macie zagospodarowany czas szkolenia. W sensie czy w okresie tego szkolenia podstawowego macie np poranny rozruch, wf czy jakąś teorie.
    Życzę Wytrwałości i samozaparcie podczas szkolenia
    P.S zam ten ból :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy oczywiście poranny rozruch w niebieskich wojskowych dresikach :D 99 % zajęć jest tak skonstruowana żeby połączyć praktykę z teorią. Dla mnie to świetna opcja bo łatwiej wszystko się zapamiętuje i że tak powiem wszystko wchodzi w krew niż tłoczenie czegoś na sali wykładowej. Z teorii "suchej" mieliśmy tylko to co najważniejsze czyli zasady bezpiecznego posługiwania się bronią, które zresztą są nam wbijane do głowy dosłownie na każdym kroku

      Usuń
    2. Jasne dziś opiszę nasz standardowy szalony nas dzień

      Usuń
    3. W wojsku jest zaprawa a nie rozruch.

      Usuń
  3. Czekam na wiadomości z Poniedziałku i na więcej szczegółów😊.
    Życzę powodzenia 👌💪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mam nadzieję, że dotrwam do 16 wpisu :)

      Usuń
    2. Ile macie czasu dla siebie i Jak z urządzeniami mobilnymi można posiadać czy depozyt jak w przypadku niektórych jednostek na przygotowawczej.

      Usuń
    3. Czas dla siebie. No z tym krucho w zasadzie tak naprawdę mamy go dopiero podczas ciszy nocnej ale wtedy przy zgaszonym świetle. Oczywiście jest czas na toaletę, papierosa itp ale to nie jest tak że rozsiądziesz się wygodnie i na luzaku palisz. Jak już uda się wygospodarować wolną chwilę w ciągu dnia to i tak staramy się w plutonach wykorzystać ją na przypominanie sobie tego czego się nauczyliśmy omówienie błędów itp.

      Usuń
  4. Ja z kolei jestem bardzo ciekawy,kto tak naprawde ten blog pisze.Żołnierz w drugim dniu szkolenia nie zna połowy sformułowań tu przedstawionych.Przemyślenia godne psychologa wojskowego.Dowodziłem kilkoma 16-tkami,8-kami wiec mogę sie domyślać o co kaman :).No usuń,usuń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że dla każdej bardziej ogarniętej osoby, która interesuje się wojskiem, nie stanowi problemu kilka "wojskowych słówek"...

      Usuń
    2. Psycholog raczej że mnie słaby ;) jestem dziennikarką radiową przede wszystkim a wojsko to jeden z tematów, którym się po prostu zajmuję ale dzięki za uznanie bo generalnie zawsze myślałam że mimo wszystkich materiałów o wojsku moja wiedza jest delikatnie mówiąc słaba a żołnierzem będę ale tak naprawdę po przysiędze... Jak do niej dotrwam ;)

      Usuń
  5. dziewczyna ma chłopa zapewne wojskowego ot co

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety mój chłop w wojsku nigdy nie był... Nadrabiam za niego :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  6. czytam z zaciekawieniem :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Te 3 godziny powinno sie poswiecic na cwiczenia z bronia a nie maszerowanie. Szczegolnie, ze jak znam zycie 90% ludzi bron palna ma pierwszy raz w rekach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy na ogarnięcie "tematu" trzy lata więc spokojnie damy radę. Przecież 16. to dopiero początek ;)

      Usuń
    2. To nie sa trzy lata. To sa raptem dwa dni w miesiacu, ktore w dodatku nie beda w calosci poswiecone na cwiczenia z bronia. Plus to, ze WOT nie dostaje broni do domu wiec zolnierz o ile nie zainwestuje w replike nie moze cwiczyc na sucho. Kazda godzina spedzona na maszerowaniu to godzina stracona w tym ukladzie. To nie jest narzekanie tylko trzezwa ocena sytuacji. I uwierz mi, wiem o czym pisze.

      Usuń
    3. Hmm... w sumie ciekawe spostrzeżenie. Żołnierz WOT ma ok. 386 h szkolenia na "16" (14 pełnych dni, pierwszy i ostatni po ok. 14 dni; nie odliczam nocy, bo "śpi się po wojskowemu":-)). Potem szkolenia weekendowe po ok. 48 h (od piątkowego do niedzielnego popołudnia). Daje to 576 h szkolenia w roku. Mówi się, że do zostania zostania ekspertem trzeba się czymś zajmować przez 10 000 godzin (https://www.operator-paramedyk.pl/bierz-swoje-dziesiec-tysiecy/), więc żołnierze WOT będą ekspertami po ok. 200 miesiącach, czyli 16 latach szkolenia. Dłużej, niż można być na kontrakcie:-).

      Ale to tylko czysta matematyka - nie chcę krytykować WOT. Szczególnie że widzę, że szkolenia są faktycznie sensownie prowadzone i nie tracicie czasu, a to bardzo ważne (https://www.operator-paramedyk.pl/trening-czyni-trenujacego/). Poza tym wielu żołnierzy OT rozwija też swoją pasję poza ćwiczeniami, więc ten czas leci szybciej.

      Usuń
  8. Witaj. Mam pytanie, które może wydać się, niektórym głupie lub oczywiste: czy w OT jest wymagsna umiejetumie pływalnia? Sorki jeśli się wyglupilem. Pozdrawiam i życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że bez umiejętności pływania można wstąpić?

      Usuń
    2. Oczywiście można. Ja sama bardziej utrzymuje się na wodzie niż pływam ;) mam jednak nadzieję że i tego w OT się nauczę :)

      Usuń
    3. Po 10miesiącach na teście jest pływanie, chyba 100m do przepłynięcia, ale w późniejszym czasie już znacznie więcej i do tego na czas...tak że wypada potrenować

      Usuń
    4. Cos sie zmienilo?
      https://www.facebook.com/Terytorialsi/photos/a.393659774310890/620739381602927/?type=3&theater

      Usuń
    5. Około miesiąc temu przewijał się na grupie Obrony Terytorialnej wątek z testem po 10miesiącach i tam osoby uczestniczące w tym sprawdzianie twierdzili, że pływanie jest również w ramach sprawdzianu (nie jako zastępstwo biegania tylko osobna dyscyplina), nie potrafię niestety teraz odszukać tego wątku, jak również nie mam pewności że wszędzie panują te zasady, choć raczej powinny :)

      Usuń
    6. Rozmawiałem z zawodowym żołnierzem, pływanie albo bieganie, pompki lub podciagsnie-wybor należy do żołnierza.

      Usuń
    7. Po drugim okresie szkolenia jest wymagana umiejętność pływania, ale w każdym powiecie na pływalnie są imienne karnety bezpłatne dla żołnierzy OT, należy zgłosić do sekcji szkoleniowej poprzez swoich przełożonych.

      Usuń
  9. LIST Z WOJSKA
    Droga Matulu, Drogi Tatku! Dobrze mi tu. Mam nadzieję, że Wy, wujek Józek, ciotka Lusia, wujek Antoś, ciotka Hela, wujek Franek, ciotka Basia, wujek Rysiek oraz Heniek, Stefan, Garbaty Bronek, Mańcia, Rózia, Kachna, Stefa, Wandzia ze swoim Zenkiem i Zdzisiek też zdrowi. Powiedzcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Nasze Rokicice Górne się nie umywajo. Niech szybko przyjeżdżajo i się zapisujo, póki som jeszcze wolne miejsca. Najpierw było mi troche głupio, bo trza się w wyrku do 6-tej wylegiwać, że aż nieprzyzwoicie człowiekowi... Żadnych bydląt karmić, doić, gnoju wywozić, ognia w piecu rozpalać... Powiedzcie Heńkowi i Stefanowi, że trza tylko swoje łóżko zaścielić (dziwne to, ale można się przyzwyczaić) i parę rzeczy przed śniadaniem wypolerować. Wszystkie facety muszo się tu codziennie golić, co nie jest jednak takie straszne, bo - uwaga - jest ciepła woda. Zawsze i o każdy porze! Powiedzcie Zdziśkowi, że jedynie śniadania dajo tu trochę śmieszne, nazywajo je europejskim. Oj cinko się musi w tej Europie prząść, cinko... Jedno jajeczko, parę plasterków szynki i serka. Do tego jakieś ziarenka, co to by ich nawet nasze kury nie ruszyły, z mlikiem. Żadnych kartofli, słoniny, ani nawet zacierki na mliku! Na szczęście chleba można brać ile dusza zapragnie.( Koledzy przezywajo mnie od tego Bochenek...) Na obiad to już nie ma problemów. Co prowda porcje jak dle dzieci w przedszkolu, ale miastowe to albo mało jedzo, albo mięsa wcale nie tkną... Chore to jakieś czy co..? Tak więc wszystko czego nie zjedzo przynoszą do mnie i jest dobrze. Te miastowe to w ogóle dziwne jakieś som...Biegać to to nie potrafi. Bić się też nie... Mamy tu takie biegi z ekwipunkiem. No tak jak u nas co ranek, ino nie z wiadrami. Krótkie takie. Jak z naszy remizy do kościoła w Rokicicach Dolnych. Po dobiegnięciu na miejsce to miastowe tylko gały wybałuszajo i dyszo jak parowozy. Nie wiadomo dlaczego ale wymiotujo przy tym, i to czasami z krwią. Po 5-ciu kilometrach i to jeszcze w maskach ochronnych! A potem to trzeba ich z powrotem do koszar ciężarówkami zawozić, bo się już do niczego nie nadajo. Na ćwiczeniach z walki wręcz to lekko takiego ściśniesz ...i już ręka złamana! To pewnie z ty kawy co ją litrami chlejo, i przez to mięso, co go to nie jedzo...! Najsilniejszy jest u nas taki Kozłowski z Rembowic koło Gałdowa, potem ja. No, ale un ma 2 metry i pewnie ze 120 kg, a ja 1,66 m i chyba z 62 kg...bo trochę mi się łostatnio od tego wojskowego jedzenia przytyło.. A teraz uwaga, będzie najśmieszniejsze! Koniecznie powiedzcie o tym wujkowi Ryśkowi, Garbatemu Bronkowi i Zdziśkowi. Mam już pierwsze odznaczenie za strzelanie!!! A tak mówiąc szczerze, to nie wiem za co... Ten czarny łeb na tej ich tarczy wielki jak u byka. I wcale się nie rusza jak te nasze dziki i zające. Ani nikt nie strzela do ciebie nazad, jak to u nas bracia Bylakowie, z tych ichniejszych dubeltówek. Naboje - marzenie...i w dodatku nie trzeba ich samemu robić! Wystarczy wziąć te ich nowiutkie giwery, załadować, i każdy co nie ślepy trafia bez celowania! Nasz kapral to podobny do naszej belferki Gorcowej z Rokicic. Gada, wrzeszczy, denerwuje się, a i tak nie wiadomo o co mu chodzi. Trochę się z początku na mnie zawziął i kazał biegać w samym podkoszulku, w deszczu, po placu apelowym. Dostał jednak raz ode mnie szklankę tego samogonu od wujka Franka i go o mało szlag nie trafił. Ganiał potem cały czerwony na pysku po tym samym placu, a potem przez pół dnia nie wychodził z kibla. Kazał mi następnego dnia rano butelkę tego frankowego samogonu do samego dna wypić. Na raz. No i co? I nic! Normalny samogon, taki jaki znam od dziecka. Kapral znowu wybałuszył gały, a tera ciągle gapi się na mnie podejrzliwie, ale mam już święty spokój. Powiedzcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca. Całuję Was wszystkich mocno (a szczególnie mojego Zdziśka)
    Wasza córka Józia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dzięki za tekst. Uśmiałam się przed snem :)

      Usuń
  10. Jeszcze zostawię pro tip dla tych, którzy w czasie pierwszego dnia szkolenia będą się czuli trochę zagubieni: https://www.operator-paramedyk.pl/go-go-go/ .

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.